Piszę satyrę na pottera Henio borniak i kamienny filozof. Macie tutaj jest narazie siedem rozdziałów pisze się Ósmy
Henio Borniak i kamienny filozof
Rozdział pierwszy. Głupi ma zawsze szczęście
Pewnego razu w świecie magików – albo jak kto woli czarodziejów – wydarzyła się rzecz niezwykła. Liljannie i Jeremiemu Borniakom urodził się syn.
Pijana wróżka wykrzyczała w tawernie pod Smoczym Jęzorem przepowiednię:
— Wielki będzie Borniaków syn, hic!… zabije Waldemara Drania! Zawistnik zginie razem z nim albo pójdzie do kwiatków wąchania!
Lord Waldemar, podły Stalin świata czarowników, wściekł się okropnie. I kiedy pewnej nocy dowiedział się, że rodzice chłopaka śpią, teleportował się do Warszawy i wparował do ich domu.
Jeremi, choć wiedział, że nie ma szans, wyzwał go na pojedynek. Liljanna schowała się z synkiem w sypialni. Po dłuższej walce Jeremi wyparował z głośnym BUM! A Waldemar ruszył po chłopaka.
Wybuch był tak potężny, że w Pałacu Kultury zadrżały szyby i omal nie pękły. Atanazy Pszczułka, dyrektor szkoły dla niewychowanej magicznej młodzieży „Bumbox”, kazał swojemu ogrodnikowi, Rombelusowi Hudiniemu, wyruszyć i zabrać chłopaka – o ile jeszcze żyje.
Minął jakiś czas i w okolicach Bąkowca ludzie przysięgali, że widzieli człowieka lecącego w fosforyzującym blaskiem muszli klozetowej. Ale pewnie byli pijani, albo to tylko plotka.
Ważne, że w Grajdołkowie o północy zgasły wszystkie światła, kiedy dziwne kotopodobne stworzenie stanęło na progu domu Amelii i Walentego Durszlaków.
Rankiem, gdy Amelia otworzyła drzwi, na progu zobaczyła pudło po japońskich zupkach firmy Jokotoko, a w nim dziecko z dziwaczną blizną na czole.
A co naprawdę się stało? Gdy Waldemar podniósł różdżkę i krzyknął:
— Sulajibaz!
Zaklęcie odbiło się od chłopca i Waldemara spowiła chmura dymu.
— O kurka siwa, zepsuła się czy co? — jęknął.
Nim chmura oplotła go całkowicie, użył swojej najgorszej zdolności – magii bezróżdżkowej. Podmuch atomu. Biały błysk i eksplozja wstrząsnęła Warszawą. Waldemar rozpadł się na tysiące kawałków.
Ten podmuch sprawił, że dom Borniaków się rozleciał, a chłopiec dostał bliznę na czole. Od tego czasu, ilekroć w coś się walnął, blizna przybierała kształt danej rzeczy.
Rozdział drugi. Nieszczęsne życie Henia Borniaka
Henio obudził się od walenia do drzwi.
— Wstawaj, leniu! — wrzeszczała ciotka. — Dzisiaj musisz pójść po gazetę do pani Fikusowej! A potem trzeba kupić prezenty dla Oleńki, naszej ukochanej córeczki!
Henio mruknął coś pod nosem i podniósł się z łóżka. Od kiedy pamiętał, mieszkał w komórce ze starociami.
— Już, już… — odburknął.
— A ty czego tu! — warknęła pani Fikusowa, gdy Henio zjawił się po gazetę.
— Ja tylko chciałem kupić gazetę. We wrześniu idę do gimnazjum…
Kobieta nic nie odpowiedziała. Była dziwna: lubiła filmy o czarodziejach i kupowała wszystkie możliwe dziecięce zabawki – od Barbie po klocki Lego.
Henio nienawidził Oleńki. Dziewczyna oglądała Power Rangers i potem ćwiczyła na nim wszystkie kopnięcia.
Walenty Durszlak pracował w firmie Grubiks i pisał doktorat z „teorii obróbki skrawaniem”. Amelia była typową panią domu. Oboje traktowali Henia jak kulę u nogi.
Pewnego razu Oleńka tak go przestraszyła, że chłopak nagle poczuł wiatr i… znalazł się na dachu domu.
— Co to ma znaczyć?! — wrzeszczał Walenty.
— Ale ja, wujku, nie wiem! — tłumaczył się Henio.
— Jak to nie wiesz?! Ja ci dam!
I zamknęli go na trzy miesiące w komórce.
Innym razem Henio zapomniał przynieść kawy. Walenty uniósł rękę, gotów do ciosu. Chłopak zamknął oczy… a gdy je otworzył, zobaczył wujka niesionego na noszach przez sanitariuszy.
— Ale ja naprawdę nie wiem, jak to zrobiłem! Nie chciałem skrzywdzić wujka!
— Dość! Do swojego pokoju! — wrzasnęła Amelia.
— Jakbym miał pokój… — mruknął Henio pod nosem.
— Dajemy ci jedzenie, holipka! — darła się ciotka. — Przyjęliśmy cię pod swój dach, jakaś wdzięczność nam się należy!
Henio tylko zacisnął zęby. Już wtedy obiecał sobie, że jak tylko nadarzy się okazja, spakuje manatki i zniknie od tych ludzi na zawsze.
Rozdział trzeci. Tajemniczy posłaniec
Było coś po godzinie szóstej wieczorem. Ciotka Amelia spała na łóżku przy włączonym telewizorze, a Oleńki nie było. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Henio poszedł otworzyć. Przed nim stał pingwin.
— Nazywam się Zanzi. Mam przesyłkę dla pana Henryka Oswalda Horacego Maksymiliana Andrzeja Antoniego Jana Borniaka.
— Co? Jak to?!
— To pingwinia magiczna poczta. Proszę.
Pingwin wręczył mu dwie koperty. Henio zamknął drzwi.
— Co to może być…? — mruknął.
Wrócił do komórki i otworzył pierwszy list.
Szanowny Panie Borniak. Pragnę poinformować Pana, że został Pan przyjęty do szkoły czarodziejów oraz magicznej, niewychowanej młodzieży Bumbox. Rok szkolny zaczyna się pierwszego września. W pana mieście Grajdołkowie nie ma dworca. Musi pan pojechać do Lublina. Oto lista potrzebnych rzeczy.
Z poważaniem profesor Hildegarda Makaronkar Makron.
— Co to ma znaczyć? — zdziwił się Henio. — Głupoty jakieś…
Pokazał list ciotce Amelii. Ta zemdlała.
Trzy dni potem wrócił Walenty. Naradzili się z ciotką i przenieśli chłopaka z komórki do starej spiżarni.
— Lepsze to niż nic… — mruknął Henio, wprowadzając się do nowej „sypialni”.
Rozdział czwarty. Niespodziewany gość
Minęło wiele smutnych dni. Henio jak zwykle siedział w spiżarni. Była około piąta po południu, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Potem kilka krzyków. I cisza.
Drzwi spiżarni wyleciały z zawiasów, a w nich stanął olbrzym.
— Siemasz, Heniek. Jestem Rombelus Hudini, ogrodnik Bumboxa. Mam cię, z rozkazu dyrektora, zabrać do szkoły.
— Yyyy… jak to?
— No tak to. Czytałeś listy?
— Tak.
— Kończysz dzisiaj dwanaście lat, więc czas, byś dowiedział się czegoś więcej o sobie. Ale najpierw wyjdź z tej budy.
Henio wyszedł razem z olbrzymem. W salonie zobaczył Amelię leżącą na dywanie. Walenty klęczał nad nią i jęczał:
— Och, kochanie, powiedz coś! Co ci zrobili, ci przeklęci czarodzieje?!
Henio spojrzał na Rombelusa.
— Nigdy — pomyślał — nigdy nie będę żałował, że opuściłem ten durny dom.
Rozdział piąty. Portal do świata czarodziejów
Henio i Rombelus szli ulicami Grajdołkowa. W pewnej chwili weszli do sklepu handlowego Żabka.
— Tędy. — powiedział Rombelus.
Poszli na tyły sklepu, gdzie kończyła się ścianą.
— Ale Hudini, tu jest tylko szafka…
— Tak. Wejdź do niej.
Henio wgramolił się do środka. Panowała ciemność. Nagle poczuł ruch, jakby go zasysało. Świat zaczął się zmieniać. Chłopiec chciał się zatrzymać, ale nie mógł.
Wystrzelił z drugiej strony szafki jak z procy i upadł na chodnik. Obok niego pojawił się Rombelus.
— Fajorsko, co? To ulica Zakrętna.
Potem trafili do dziwnego budynku. Fasada była błękitna, a na drzwiach widniał napis: „Bank Froguta”.
— Witam. Pan Henryk Borniak chce dokonać wypłaty.
Podano Heniowi kartę i kazano podejść do ściany. Zauważył w niej pionową szczelinę. Przyłożył kartę – pluk! – wskoczyła do środka.
— Teraz proszę powiedzieć: mrok, grok, frok.
— Mrok, grok, frok — powtórzył Henio.
Klik! Karta wróciła, a ze szczeliny zaczęły sypać się monety.
— To muty, mutki i mamuty — wyjaśnił Hudini. — Jeden mut to trzy mutki, a trzy mutki to dwa mamuty. Rozumiesz?
Henio westchnął.
— Jasne… jak błoto.
Czytali dalej listę potrzebnych rzeczy.
— Została jeszcze różdżka. — mruknął Rombelus.
Sklep Palisandrów nie wyróżniał się niczym. Sraczkowe ściany i lada. Nagle buchnął zielony ogień i z podłogi wypłynął starszy człowiek.
— Proszę, proszę. Pan Borniak. Miło poznać.
Podał Heniowi zwyczajną różdżkę – czarną z białymi końcami.
— Machnij!
Henio machnął. Drzwi sklepu odpadły z zawiasów i tańcząc polkę wybiegły. Pięć lat później wygrały w Stanach konkurs tańca.
Palisander podał mu złotą laskę.
— Machnij.
Henio machnął i wszystkie szyby na Zakrętnej pękły z głośnym PĄĄĄĄNG!
Na końcu podał mu pałeczkę do sushi.
— Machnij.
Henia otoczyła świetlista chmura.
— Brawo, to będzie ta! — zawołał Palisander. — Jest ino jeden problem.
— Jaki? — spytał Rombelus.
— Ano taką podobną pałeczkę miał Waldemar.
— Kto? — spytał Henio.
— Chodźmy do lodziarni u Florka, to ci opowiem.
Przy lodach Hudini mówił:
— Twoi rodzice byli w czarach najlepsi. A narodziny twoje wywołały przepowiednię. Wróżka w tawernie się upiła i zaczęła wrzeszczeć o śmierci Waldemara. Ten wpadł w szał i wparował do was do domu. Wybuch był tak silny, że Pałac Kultury zadrżał, a szyby w promieniu 998 kilometrów popękały. Dyrektor szkoły wysłał mnie i znalazłem cię w ruinach.
Po chwili dodał:
— Mamy mało czasu. Zaprowadzę cię do IRC świata magików.
Szli w góry. Hudini stanął przed skałą i powiedział:
— Cura casa duranasa.
Skała otworzyła się, tworząc łuk. Henio wszedł. Poczuł mgłę, potem tęczę kolorów… i nagle stał na dworcu.
Pojawił się czerwony latający autobus.
— No Heniek, wskakuj! Spotkamy się na końcu twej drogi.
Henio wszedł do środka.
Rozdział szósty. W drogę!
Autobus unosił się, a w środku panowała cisza.
— Hejka, wolne? — spytał chłopak w jego wieku.
— Ano nie, ale siadaj, wolny kraj. — mruknął Henio.
— Nazywam się Runar Łaski, jadę do Bumboxu.
— Ja też. — odpowiedział Henio.
Rozmawiali, jedząc słodycze z wózka korpulentnej pani. Nagle autobus zatrzymał się.
— Proszę wysiadać! Szkoła Bumbox, stacja Hokpok!
Uczniowie wysypali się na zewnątrz.
— Pierwszoro…czni! Pierwszoro…czni za mną! — rozległ się znajomy głos.
Henio aż się uśmiechnął.
— Rombelus! — krzyknął i podbiegł.
— Wsiadajcie na prom! — zawołał olbrzym. — Holipka, Heniu, cieszę się, że dotarłeś!
Prom zatrąbił i ruszył przed siebie. Woda była czysta, od czasu do czasu tylko śruba wzburzała pianę.
Po pół godzinie dopłynęli do brzegu. Ukazał im się niesamowity widok: ogromny zamek z czterema wieżami i dziwną, odsuwaną klapą na dachu.
— Tutaj Pszczułka wkłada płyty winylowe i grają — pomyślał Hudini pod nosem.
Wysiedli na skalnym nabrzeżu i weszli do tunelu. Po chwili stanęli przed wielką, drewnianą bramą z metalowymi okuciami i budką pośrodku.
— Zanim wszyscy wejdziecie, trzeba przejść test — powiedział Hudini. — Widzicie tę budkę? Każdy podchodzi, wsadza rękę. Nawet jak ktoś nie zostanie zaakceptowany, to i tak wejdzie. Jeno będziem patrzeć na niego dziwnie.
Rozdział siódmy. Sortowanie
Kobieta poprowadziła uczniów korytarzem aż do drzwi wielkiej sali.
— Słuchajcie — powiedziała. — Nazywam się Hildegarda Makaron Hermakron. Jestem opiekunką klubu, czy też bandy Cieniasów. Mamy cztery bandy: Cieniasy, Garbusy, Mikrusy i Smutasy.
— Kiedy wejdziecie do sali, pójdziecie do stołu nauczycielskiego po piosence i zaczekacie, aż pojawi się cylinder.
Weszli. Skierowali się w stronę stołu, gdy nagle nad salą pojawił się magiczny ognisty krąg. Wyleciały z niego lewitujące świnki morskie w skórach i z gitarami w dłoniach.
Walnęły pierwszy akord i zawyły:
„Gdy wyciągasz rękę, jak się przywitujesz,
machasz wiosłem od pontonu,
już wtedy czujesz, że czeka ciebie Tołag!
Bumbox! Najlepsza szkołaaaa!”
— Woooow! — krzyknął Runar. — To zespół Świnek z Kminek!
— Co ty gadasz?! — zawołał Henio. — To jakieś uje-muje! Nie wytrzymam tego jazgotu!
Potem nastąpiło sortowanie.
Każdy uczeń podchodził do stołka, wkładał rękę do cylindra i wyciągał z niego przedmiot. Cylinder krzyczał wtedy nazwę bandy.
— Mikrusyyyy!
— Garbusyyyy!
— Smutasyyyy!
Szło to w miarę gładko, aż przyszła kolej na Henia. W całej sali zapadła długa cisza. Cylinder chrząknął, zatrząsł się, aż w końcu ryknął cienkim, piszczącym głosem:
— Łoooo kurna! Kurnakurnakurna! Henio Borniak! Cieniasyyyy!
Na sali rozległ się wiwat. Uczniowie klasnęli, a banda Cieniasów przyjęła go z entuzjazmem.
Henio tylko mruknął pod nosem:
— Holipka… zawsze chciałem być kimś wielkim, a zostałem Cieniasem.
Ale gdy usiadł przy swoim nowym stole, uśmiechnął się lekko. Wiedział, że tu zaczyna się dopiero prawdziwa przygoda.
Cześć! Krzyknęła do Henia dziewczyna o bląd włosach.
Nazywam się tumenia prążker. A ty jesteś,
Henio borniak!
Chłop kasiup!
Co? Zapytał Henio.
Co ty marmolisz?
Hłop kasiup! chłop któremu się upiekło.
Noo, Mckmmckmmckm potwierdził Runnar mlaskając obrzydliwie a część jedzenia spływała mu obfitą kaskadą po brodzie.
Dokładnie taa. Chłop któremu się upiekło.
Waldek cię nie zabił, bo przegrał.
Potem podchodzili kolejni uczniowie był dzubek czanikowski o włosach jak ryżowa miotła, był siwek dziki i jego przyjaciel niwelator 3000 i wielu innych.
Heniowi zakręciło się w głowie od tylu imion.
Z za stołu wstał Atanazy Pszczułka dyrektor szkoły.
Witujcie moi uczniowie. Proszę mnie teraz nie ucichujcie, bo mam coś ważnego do powiedzenia.
Nie lza! Wchodzić na trzecie piętro noo chyba, że chcecie zostać pożarci przez biszhuta to śmiało.
Śmiało.
Nie którym też przypominam, że nie wolno wchodzić do lasu skazańców.
Zwłaszcza bliźniakom łaskim. Konstantemu Konstantynemu i Konstancjuszowi.
Ej! Hermakron. Jak to się odmienia, jest konstanty konstantyn i konstancjusz nie?
Trzech bliźniaków.
Jak to się odmienia przez przypadki? Mniejsza z tym.
A za tem, jak nie chcecie umrzeć albo paść na ziemnie pod ciosem olbrzyma lub innego gada, proszę tam nie wchodzić bez o pieki.
Po czym dodał do siebie:
"Chyba trza będzie zamówić sobie tutaj jakiegoś etatowego wiedźmina.
Nie wytrzymam kurna z tymi stworami.
Po czym głośniej powiedział.
To tyle, jedzcie dalej!
Gróchnęła muza z głośników ukrytych niewiadomo gdzie.
Wszyscy jak jeden mąż rzucili się na jadło. Wszędzie było słychać chrupanie żucie i klikanie szczęk podczas otwierania.
Ojej! Gęba mi pękła! Zawołał Henio wypluwając kilka orzechów na szatę.
Heniek! wrzasnęła Tumenia. Nie gada się z pełną gębą.
Ae a nieoge jej anoś!
Wykrzyknął henio.
Sim yeniam! Krzyknął ktoś machając różdżką.
Coś trzasnęło i wkońcu Henio mógł dalej jeść.
Po uczcie, wszyscy poszli za prefektami band, i przez dziury w zbrojach na hasło weszli do swych dormitorjów.
Dziewczynypoprawej, A chłopakipolewej.
Powiedział nie biorąc praktycznie żadnego oddechu fartus glassus. Prefekt smutasów.
Henio wszedł do sypialni położył się na łóżko i zasnął.
Fajnie ci to wyszło. Ile rozdziałów planujesz napisać?