Oto daję wam do rąk, świerzótko skończoną książkę dzięki chatowi gpt.
Czytajcie i oceniajcie.
Leszek boreński i tajemnicze głosy.
Prolog. Korytarz szkoły dla czarodziejów był pusty. Błękitne światło sączyło się z sufitu, oświetlając jedynie połowę korytarza. Nagle gdzieś z ciemności rozległ się zimny głos. Aladoro! Aladoro gdzie jesteś! Jestem mój panie. I co. Powiedział głos. Czy zrobiłaś napój? Tak. Zamierzam przekonać króla by ściągnął do agorin siostrzeńca jana malinowskiego. Pamiętaj jednak. Jana szanuje niechcę, By małemu spadł choćby włos z głowy. Chcę tylko wchłonąć to co ma w sobie. A teraz już idź, zanim ktoś nas zobaczy.
Rozdział pierwszy. Agorin, smutek, szkoła czarodziejów.
Leszek obudził się z sennego koszmaru. Miał dziwne przeczucie że coś złego albo dobrego się wydarzy. Jego wujek Pan Jan malinowski właśnie smarował tosty nutellą.
Pamiętacie leszka prawda? Tym którzy nie czytali wcześniejszych książek krótkie przypomnienie.
Leszek Boreński jest chłopcem Ok. lat dwunastu. Po śmierci swoich rodziców mieszkał w domu dziecka swojej ciotki od strony mamy i nie było mu tam dobrze. Później odnalazł go jego wujek od strony taty, Pan Jan malinowski. Który zabrał go do siebie do miasteczka o nazwie złote dudy starowickie. Tam, jego wujek chciał dać leszkowi poczuć ciepła rodzinnego. Niestety leszek odkrył tajemnice wujka. Był on jak i jego sąsiatka Pani Flora korniewicka czarodziejem.
Znalazłszy jego różdżkę, leszek wypowiedział trzy życzenia i rzucił zaklęcie, uwalniając tym maga mroku. Leszek przed incydentem zaprzyjaźnił się z koleżanką asią pogodą. Dzięki podróży do agorin i kufrowi cudów, udało się pokonać maga mroku.
Potem by uspokoić swojego siostrzeńca, Pan malinowski zabrał go na wakacje do egiptu. Leszek odkrył w znalezisku archeologicznym kwadratowej piramidzie lampę. W niej mieszkał zły dżin który chciał się zemścić na tych którzy go uwięzili. Jan Malinowski pokazał leszkowi krainę dobra henie, w której mieszkali nieśmiertelni tarrianie i dzięki ich pomocy, udało się pokonać złego dżina i go zniszczyć.
A teraz właśnie leszek był już w polsce, i odkąd zakończył się rok szkolny dręczyło go dziwne przeczucie mrorzące kości jak pułnocny wiatr. Nawet wycieczki i zabawa z asią, czy rozmowy z Panią korniewicką nie przynosiły mu ulgi w tym dziwnym i osobliwym cierpieniu. Aż pewnego dnia stało się. Nagle okno otwarło się z chukiem, i wleciał do jadalni gawaichir. Orzeł który pomógł Panu malinowskiemu i był jego przyjacielem. Był trochę czarodziejem, trochę posłańcem. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca. Teraz właśnie, postanowił być posłańcem. upuścił coś obok talerza leszka i z rozbłyskiem kolorów i świateł rozpłynął się w powietrzu. Leszek i jego wujek jedli właśnie śniadanie gdy to się stało.
Oj leszku. Powiedział Pan malinowski. To chyba coś ważnego. Wujku! Na kopercie pisze nadawca agorińska szkoła czarodziejów. Czy ja powinienem nim zostać? Wujek zamyślił się a tymczasem leszek otworzył kopertę.
Wtem uniusł się obłok dymu i ukazała się postać: "Nazywam się Aladora finn. A ty to pewnie Leszek prawda? Zapraszam cię serdecznie do agorin, gdzie twój wujek i Pani korniewicka studiowali. Zapewne wiesz, że nie jesteś człowiekiem tak dokońca prawda? A oto jak wygląda szkoła czarodziejów." Postać znikła a w powietrzu na jej miejscu ukazał się jakby hologram pięknego pałacu dziedzińca i fontann i placów.
"Wiem, że trudno ci się będzie rozstać z przyjaciułmi. Ale zapewniam nic ci tutaj nie grozi." Ale dlaczego ja! Nie możecie wziąć innego człowieka? Napewno jest tysiąc lepszych odemnie. "Rozumiem twój żal i smutek. I obiecuję, że będziesz mógł się kontaktować z wójkiem ile będziesz chciał. Ale królowi się nie odmawia. Jeśli się zdecydujesz uderz w kopertę i krzyknij: "Jestem gotowy!" "A wtedy zobaczysz co się stanie."
Postać znikła w obłoku dymu, a koperta zamknęła się na powrót.
Leszek długo żegnał się z przyjaciułmi. Wciąż nie był zadowolony z tego, że w wakacje będzie musiał się uczyć. Roniąc łzy wielkości dorodnych śliwek uderzył trzyrazy w kopertę: "Jestem, , Gotowy!" Nagle objął leszka kłąb dymu i przez chwile nic niebyło widać. Potem tencza kolorów objęła całe pole widzenia. Gdy znikła, Leszek zobaczył, że stoi na przepięknym placu. Łzy nie odstępowały go na krok.
Rozdział drugi. Powitanie oficjalne.
Gdy tak stał i płakał, Podeszła do niego dość postawna kobieta i widząc go zapytała: Ty jesteś Leszek prawda? Nic nie odpowiedział, tylko skinął głową. Kobieta popatrzyła na leszka z łobuzerskim błyskiem w oku, ale i wspułczuciem. Witaj ja jestem Eryl. Jestem twoją opiekunką to znaczy, opiekunką twojej grupy. Jesteś tutaj jak mi się wydaje nowy. Ale ja głupia no przecież sama Aladora mówiła, że przybędziesz. Chodź poprowadzę cię do twojego pokoju, a przyokazji zwiedzisz szkołę i jej okolice.
Eryl poprowadziła leszka na główny dziedziniec. Pokazywała mu przepiękne place fontanny tryskające wodą i wiele innych cudów, ale chłopiec nadal był smutny. Na koniec skierowali się jeszczeraz na głuwny dziedziniec, tymm razem jednak w stronę budynku szkoły. Był piękny.
Przypominał wyglądem pałac. Oto szkoła oraz stary pałac królewski. Nowy podobno widziałeś prawda? Tak Pani Eryl. Och Chłopcze! Nie bądź taki ja nielubię, jak mówi się do mnie Pani. Jestem Eryl i już. Aladora i inni nauczyciele, będą pewnie od was tego wymagali. Ale do mnie możesz mówić poprostu Eryl. Wspięli się na schody i otworzyli zdobione szklane drzwi. Leszek rozejrzał się. Stał w hallu oświetlonym płynącym z sufitu błękitnym światłem które zalewało swoim blaskiem wszystko woku. Chłopiec musiał to przyznać. Hall był ogromny, oraz bardzo piękny i fantastycznie udekorowany. Gdzieś hen w oddali widać było dwie klatki schodowe.
Filary które stały gdzieś pośrodku hallu, podtrzymywały ogromny hen ginący w górze strop. Wtem, rozległ się stukot obcasów. Wybijały one ostry rytm. Miało się wrażenie że idzie jakaś dostojna osoba.
Ram tatatam,tam,tam,ramtatatam,tamtamtam,ramtatatam,tamtamtam. Po chwili podeszła do nich jakaś kobieta. O Szlachetnych, nieco ostrych rysach ale łagodnej twarzy. Witaj Leszku. Nazywam się Aladora Finn. Miło mi cię gościć w agorińskiej szkole. Aladora była smagłą kobietą o lśniącej twarzy i tajemniczo zmrużonych oczach.
Poczym spojrzała na Eryl i zapytała: "Nadal smutny tak? Tak roni łzy wielkie jak pyszne śliwki które choduje moja babcia jeśli o tym mowa. Ale szczerze, nie wiem czy to był dobry pomysł sprowadzania go tutaj. Zaprowadź go do pokoju może nasza kolerzanka mu pomorze.
Eryl chwyciła Leszka pod ramię i ruszyli przez hall w stronę jednej z klatek schodowych. ***
Gdy pokonali razem schody ukazał się leszkowi piękny korytarz. Tam. Powiedziała Eryl idź prosto tam jest twój pokój.
Leszek poszedł przed siebie i nagle dosłownie w padł na drzwi opatrzone napisem Boreński Leszek. Otworzył je i znalazł się w przestronnym pokoju tu terz sączyło się błękitne światło.
Pokuj nie wyglądał jakoś okazale pięć łużek oraz stoły połączone z szafkami. Okna z pięknymi witrażami, wychodziły na cztery różne place z fontannami po środku.
Leszek usiadł na łużku. Było zaskakująco miękkie. Nagle drzwi się ponownie otworzyły nie wydając przytym prawie żadnego dźwięku, i do pokoju weszła postawna kobieta. Trzymała coś w dłoniach. Ty jesteś Leszek prawda? Tak. Mam na imię Clarisse. Miło mi cię poznać.
Kobieta podeszła do łużka na którym siedział Leszek, i położyła na nim dziwne zawiniątko. Po chwili zdjęła materiał i Leszkowi ukazał się dziwny przedmiot. Była to kula posiadająca kwadratową podstawkę, a zakończona była długą rurką znajdującą się na szczycie kuli. Jeśli tak to można nazwać.
Chciał byś skontaktować się z wujkiem? Tak. Powiedział Leszek.
Chwyć tę kulę i trzymając w dłoniach, skup się na obrazie wujka. Przypomnij sobie dźwięk jego głosu, bardzo istotne szczeguły. Leszek wziął do rąk kulę, która promieniowała dziwnym ciepłem. Zaczął sobie przypominać ciepły głos wujka jego czułe słowa a przytym ciągle wpatrywał się w kulę. W jej środku była biała mgła, która nie poruszała się w ogule.
Przez jakiś czas nic się nie wydarzyło. Nagle mgła zaczęła wirować coraz szybciej i szybciej, aż wtem rozwiała się w nicość. A przed oczami Chłopca ukazała się twarz Jana Malinowskiego.
Leszku! Żyjesz! Jakże się cieszę, że cię widzę. Czy ja dobrze widzę? ta osoba która stoi za tobą to Clarisse?
Tak. Nie smuć się chłopcze. Napewno się jeszcze zobaczymy. Ale wójku nic nie rozumiesz! Ja nie będę mógł pogadać z asią. Porozmawiamy jeszcze o tym dobrze? Po chwili Jan Malinowski przerwał kontakt. Biała mgła natychmiast wypełniła kulę od środka. Clarisse zawinęła kulę w materiał i podała Leszkowi eliksir do wypicia. To na dobre sny. Powiedziała. A teraz zejdź do głuwnego hallu za chwile przybędzie tam Król i dyrektor szkoły, i rozpocznie się powitanie was uczniów.
***
Moi młodzi przyjaciele. Odezwała się szczupła i tęgawa za razem kobieta. Proszę za mną do sali głuwnej tam rozpocznie się oficjalne powitanie. Nie będziemy tarasować hallu.
Leszek nie pewnie rószył za grupą idących. Wkrótce hall zniknął i wszyscy znaleźli się w ogromnej przestronnej sali, oświetlonej lampionami oraz kaskadami kolorowych świateł. Tu również z sufitu sączyło się błękitne światło ale teraz było nie co przyćmione, gdyż inaczej nie wywarły by na młodzierzy te kolory i powitanie.
Kobieta odezwała się znowu. Witajcie. Nazywam się kainrin sande.
Jestem dyrektorką agorińskiej szkoły czarodziejów. Wielu z was, przybyło z daleka. Niektórzy z najdalszych części agorin ale niektórzy z innych wymiarów. Leszek Boreński, przybył do nas z planety ziemi.
Jest to świat zwyczajnych ludzi, mieszkają tam magowie ale się nie pokazują przed normalnymi, jak ich nazywamy. Pamiętajcie to nie jest obelga. Wręcz przeciwnie. My widzimy więcej.
Tam gdzie człowiek widzi pustą ulicę i cienie, bo niby niedociera tam światło latarni, my widzimy zagrożenie bądź poprostu podróżnika światów lub inną niegroźną istotę. Leszek, jest nietypowy bo jest częściowo człowiekiem a częściowo agorińczykiem.
Jego matką była anna… Ale ja nie o tym. Powitajmy Leszka gorąco. Rozległy się oklaski i brawa. Pani sande kontynułowała dalej.
Mam zaszczyt tutaj was gościć. Mam nadzieję że poczujecie się tutaj jak w domu. Król agorin oddał swój stary pałac, by kształcić takich jak wy.
Wtem rozległ się chuk trąb i bębnów. Przez otwarte drzwi do głównej sali wszedł orszak złorzony z mężczyzn i kobiet. Ten na przedzie niusł na głowie koronę, i nosił się bardzo dostojnie. Chłopiec go znał. To Jego wysokość król agorin.
Niestety nie zapamiętał jego imienia.
Król agorin skłonił się i powiedział: Witajcie młodzi nowi uczniowie. Oto was czeka nowa przygoda. W tej szkole poznacie co dobro, i zło. Niech Bóg ma was w swojej opiece.
Rozległy się brawa i wiwaty. Nagle mężczyźnie za szkliły się oczy i spuścił głowę wychodząc z orszakiem z sali. Pani dyrektor wróciła do swojego przemówienia jak inni kłaniając się w pas wychodzącemu z sali królowi.
Na czym to ja…, a tak. Oto wasi nauczyciele, z którymi spędzicie cały ten czas mam nadzieję, że będą to radosne chwile. Nagle otworzyły się drzwi, i weszła do sali grupa osób w różnym wieku. Nauczyciele owi, będą też waszymi wychowawcami. Znaczy wychowawcami nie tylko waszych klas.
Ale najpierw ich przedstawię. Pierwsza osoba z brzegu, to Aladora fin. Znana już Leszkowi kobieta, skłoniła się z gracją. Ten postawny starszy pan, to adron lurg.
Następny pan to henry won wanderhel. Dalej Leszek już nie słuchał. Ale gdy doszło do ostatniego z nauczycieli który wystąpił przed szereg, w chłopcu coś zamarło ze strachu.
Ten człowiek był w moim koszmarze! Pomyślał Leszek. A to, Artur roj nieco przygarbiony starzec, ale mądra głowa. Po tem każdy z nauczycieli mówił coś od siebie. Na końcu Pani Sande rzekła: Dziękujemy kochani. A teraz udacie się z nauczycielami na wycieczkę i zwiedzicie szkołę. Leszku? jak wrócisz zgłoś się do mnie do gabinetu. Aladoro przyprowadzisz go dobrze?
***
To tutaj chłopcze. Powiedziała Aladora wprowadzając Leszka na schody i stawiając przed pięknymi rzeźbionymi drzwiami, na nich widniał napis: "DYREKCJA."
Rozdział trzeci. Rozmowy, i sny.
Leszek nie śmiało zapukał: "Kto tu przychodzi z błachego powodu ten poczuje karę za młodu." Głos widocznie chciał kontynuować, lecz wtym momęcie drzwi otworzyły się, i chłopiec wszedł do środka.
Pani sande kazała mu usiąść. Siadł na pięknym srebrnym krześle. Pani dyrektor siedziała na skromniejszym siedzeniu.
Witaj Leszku. Jak już wiesz gdyż mam nadzieję, że słuchałeś oficjalnego powitania w głównej sali? Chłopiec nieznacznie pokiwał głową. Mniejsza o to. Poprosiłam cię tutaj, gdyż chciała bym z tobą porozmawiać, i wyjaśnić parę spraw. W naszej szkole są cztery grupy. lidżby od 1 do 4.
Każda grupa ma opiekuna tzw. Wychowawcę. Który zajmuje się członkami danej grupy. Jan malinowski poinformował mnie, że ostatnimi czasy miewasz koszmary, bądź w ogule niemożesz zasnąć. Wiem, że to drugie to trochę przez nas. Ale jak ci już Aladora wyjaśniała królowi się nie odmawia. Chłopiec spuścił głowę i milczał. Dlatego, mam pytanie. Czy obraził byś się gdyby na jednym z łużek które będzie zasłonięte czarodziejskim parawanem żecz jasna ta osoba będzie ci pomagała.
Ale do żeczy. Czy zgodzisz się na to by Clarisse z tobą była, być może nawet spała? Leszek ochoczo przytaknął. Wiem, że ci ciężko. Na moich lekcjach wyjaśnię twoją sprawę. Wasza grupa czyli pierwsza bo ty do niej należysz jako, że jesteś tu nowy ma pokuj spodkań na końcu korytarza. Jak w harrym potterze? Zapytał Chłopiec.
Nie! hahahahahah nie! Wybuchnęła śmiechem Pani sande. Daj spokuj tam, są to bzdury wymyślone przez autorkę. Co nie znaczy że książka jest głupia. Ale radzę ci byś narazie jej nie czytał, i skupił się na tym co cię czeka w tym czasie nauki.
Ale wracając: To jak? zgadzasz się? Tak. Odparł Leszek. Następna sprawa. Widziałam jak zareagowałeś na pojawienie się artura. Co on ci zrobił, że tak na niego po patrzyłeś? Może mi Pani nie wierzyć, ale ten człowiek był w moim sennym koszmarze. Zmieniał się w nim w człowieka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hmm. To dlatego. Tym bardziej cieszę się, że zgodziłeś się na obecność Clarisse.
***
Clarisse weszła do pokoju leszka, i postawiła parawan który rozszerzył się woku drugiego łóżka od leszkowego. Sprubój zasnąć ja będę wszystko obserwowała. Po czym przyłożyła do czoła leszka tajemniczy przedmiot, narysowała mu znak krzyża i położyła się spać za parawanem.
Chłopiec długo nie mógł zasnąć. Gdy już chciał się poddać eliksir, podany mu wcześniej przez Clarisse zaczął działać. I Leszek zapadł w głęboki sen.
Z początku nic mu się nie śniło godnego uwagi. Jakieś pokręcone obrazy schody latające tarasy. Nagle jednak jakby wszystko się wyostrzyło, i chłopiec we śnie zobaczył mężczyznę który powitał go i nalał mu herbaty do kubka. Wtem, ryknął strasznie i zaczął się zmieniać. Wcześniej mężczyzna był wysoki i postawny. Teraz zaczął się kurczyć znikać zamazywać, a woku niego falowała aureola światła. gdy transformacja się zakończyła, przed leszkiem stanął mały człowieczek z łysą, jak kula bilardowa czaszką. Dowidzenia mały głupcze. Za charczał. I w tedy leszek poczół, że zapada się w otchłań coraz szybciej i szybciej…
Zerwał się z krzykiem. Cicho już w porządku. Usłyszał kobiecy głos. Sprubój się uspokoić i zasnąć jeszcze raz.
***
Tym razem wysoki człowiek podał Leszkowi na tacy ciastka. nagle krzyknął. I zaczął mamrotać coś nie zrozumiale coś jakby blglblglblgtobglg! A pochwili jak w poprzednim śnie zmienił się nie dopoznania w człowieczka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hehhhhhhhhahahahahahahahahaha! Jesteś mój! Nikt cię nie uratuje!
***
Następnego dnia leszek czół się nie wyspany. Pani Clarisse dała mu środek pobudzający i tak wyruszył na pierwsze zajęcia.
Ja muszę iść do Pani dyrektor a ty staraj się uważać na zajęciach co nauczyciele mówią.
Rozdział czwarty. Pierwsze zajęcia. Rymowanie, ballady, magia i wiersze.
Pierwsza lekcja, na jaką Leszek się na patoczył była lekcja rymów. Nauczyciel mówił, że rymy w agorin mają niezwykłą moc. Zwłaszcza jak to co napisaliśmy, wypowiemy od tyłu.
Bardzo ważne jest, by uważać czego się życzy w rymach. Kontynuował nauczyciel. Leszek zapytał:
"Proszę Pana? Tak? A mógł bym w rymach za życzyć sobie powrotu do mojego świata?
Nie, dla tego że mósiał byś mieć różdżkę rymów. Dostaniecie ją na końcu miesiąca, jeśli zdacie egzamin.
Chłopiec był zachwycony i napisał krótki wiersz. Gdy go od tyłu odczytał wszystkie stołki w klasie, zaczęły się unosić.
A w oku nich pojawił się napis: "Chcę do domu! Do wójka i przyjaciółki! Czóję tutaj ukryte zło."
***
Nie uwieżysz Ano! Perrorował nauczyciel machając dłońmi w pokoju nauczycielskim. Ten Boreński to geniusz! Z rymował pierwsze życzenie od razu na pierwszej lekcji. To niesamowite!
***
Później była lekcja ballad można było tam się nauczyć jak zostać czarownym bardem.
Bard, Mówił nauczyciel młody i przystojny, potrafi dzięki swej pieśni przenieść się gdzie tylko chce. Ktoś chce spróbować?
Kilku chłopców zgłosiło się, jednak nie udało im się wykrzesać z siebie ani odrobiny bardowej magii.
Tym czasem Leszek chwycił lutnię i za śpiewał:
"Och muzo moja muzo, weź mnie daleko z tąd! Zabierz mnie do świata, gdzie mój ojczysty dom. Och muzo moja muzo, czy słyszysz te łzy me? ja już tu nie wytrzymam. Ach muzo pomóż mi!
Przez chwilę nic się nie działo a potem woku Leszka za wirowało i rozbłysła w oku niego poświata. I rozległ się głos.
Król agorin czół by się obrażony. I to mówię ja. Twoja lutnia.
Dzieci w klasie otwarły gęby ze ździwienia.
Nauczyciel tłumaczył, że lutnia może czasem przemówić jeśli pieśń ma w sobie mnóstwo emocji danej kategorii. Typu: Smutek, gniew, nienawiść, radość, rozpacz, niepokuj.
***
Ostatnie zajęcia były z magii runicznej i nie tylko. Tutaj Leszkowi poszło średnio. Jednak był lepszy od innych którzy próbowali co kolwiek wyczarować.
Nauczyciel, bardzo sórowy starzec, zganił wszystkich i kazał im iść do sali jadalnej na obiad.
Rozdział Piąty.
Niezwykły obiad.
Wraz z innymi chłopcami ze swojej grópy, z szedł do stołówki Leszek i gębę rozdziawił.
Była to najdziwniejsza stołówka jaką widział. Gdy się weszło do środka, oczom ukazywała się ogromna komnata, z kasetonami na sóficie i łukowymi sklepieniami. Jednak, nie to było naj dziwniejsze.
Niesamowity i ciekawy był sposób w jaki trzebabyło dosiąść krzesło.
Tak tak! Mówię dosiąść, bo stoły, z doczepionymi krzesłami, unosiły się i przelatywały w oku uczniów, pół metra nad ziemią.
I nie lądowały ani na chwilę.
Nowi? Zapytał siwawy staruszek podchodząc do nich.
Tak. Odparł leszek.
By móc dosiąść stołu, trzeba wypowiedzieć hasło: "elksilon!"
Gdy starzec to powiedział grópa zczepionych stołów wylądowała przed nim.
Siadajcie! Krzyknął. I już po chwili wiatr rozwiewał chłopcom włosy.
Jak tu się zamawia jedzenie? Zapytał leszek chłopca w białej blózeczce.
Powiedz do tależa, czego chcesz.
Jestem jolen.
Robisz to, o tak.
Po czym po chyliwszy się nad tależem, jolen rzekł:
"Ziemniaki i ryba po Agorińsku.
Błysnęło, i tależ się rozszerzył, a potem pojawiła się potrawa.
Leszek powiedział:
"Ziemniaki z sosem i kiszoną kapustą.
Błysk i potrawa pojawiła się od razu.
Leszek i jego nowi przyjaciele zaczęli zajadać się pysznymi potrawami. Ziemniaki w sosie były idealnie ugotowane, a kiszona kapusta dodawała im nieco kwaśnego smaku, który wspaniale łączył się z rybą po Agorińsku.
Po chwili, do stołówki wkroczył nauczyciel, który ogłosił, że jutro odbędzie się ważne spotkanie na dziedzińcu szkoły, na które wszystkich uczniów serdecznie zaprasza. Leszek i jego przyjaciele patrzyli na siebie z zaciekawieniem. Co to może być za spotkanie?
Po zjedzeniu obiadu, Leszek i jego nowi przyjaciele ruszyli do swojego pokoju. Podczas drogi Leszek zadał pytanie:
•
Czy wiecie, co to za spotkanie na dziedzińcu?
Jeden z chłopców uśmiechnął się tajemniczo i odparł:
•
To jedno z najważniejszych wydarzeń w szkole. Na pewno się nie zawiedziecie.
Następnie wszyscy rozeszli się do swoich pokojów, ale Leszek długo nie mógł zasnąć. Myśli krążyły mu po głowie, a on sam z niecierpliwością czekał na kolejny dzień, aby dowiedzieć się, co to za tajemnicze spotkanie na dziedzińcu.
Rozdział szósty: konkurs.
Leszek i jego nowi przyjaciele wyszli na dziedziniec, na którym miało się odbyć ważne spotkanie. Wszyscy uczniowie i nauczyciele zebrali się wokół platformy, na której stał dyrektor szkoły. Leszek czuł się podekscytowany, ale jednocześnie niepewny, co ma się wydarzyć.
Dyrektor przywitał wszystkich i poinformował, że szkoła organizuje konkurs na najlepszą klasę. Nagrodą będzie wyjazd na tydzień do wspaniałego ośrodka wypoczynkowego na Wyspie Fantazji. Leszek i jego przyjaciele patrzyli na siebie ze zdumieniem i radością. Byłoby wspaniale, gdyby to oni wygrali.
Dyrektor podał zasady konkursu: każda klasa musi przygotować projekt na temat swojej ulubionej książki, a następnie zaprezentować go przed całym zgromadzeniem. Leszek i jego przyjaciele zaczęli już myśleć, co mogliby zrobić, aby wygrać. Ich klasa uwielbiała przygodowe opowieści, więc postanowili wybrać jedną z nich i stworzyć prezentację, która zachwyci wszystkich.
Leszek i jego przyjaciele ruszyli do swojego pokoju, aby zacząć przygotowania do konkursu. Spędzili całą noc, dyskutując, planując i rysując swoją prezentację. Niektórzy z nich nawet się kłócili o szczegóły, ale w końcu udało się stworzyć projekt, z którego byli zadowoleni.
Dzień konkursu nadszedł, a Leszek i jego przyjaciele byli gotowi. Stali przed zgromadzeniem, na platformie, i zaprezentowali swoją prezentację. Była to historia o odważnym rycerzu, który wyruszył na poszukiwanie zaginionej księgi. Ilustracje były piękne, a opowieść pasjonująca. Publiczność była zachwycona, a Leszek i jego przyjaciele zaczęli mieć nadzieję, że wygrali.
Po zakończeniu konkursu dyrektor ogłosił wyniki. Pierwsze miejsce zdobyła klasa Leszka! Leszek i jego przyjaciele skakali z radości i gratulowali sobie nawzajem. Wyjazd na Wyspę Fantazji był ich! A to oznaczało, że mieli przed sobą kolejną niesamowitą przygodę.
Na zakończenie dnia, Leszek i jego przyjaciele postanowili pójść do biblioteki, aby poczytać więcej o tej wyspie.
Rozdział siódmy: wyspa fantazji.
Następnego dnia, kiedy leszek jeszcze spał, rozległ się w pokoju cichy głos clarisse.
Śpisz, Leszku?
Nie. Właśnie się obudziłem.
Dobrze. Podejdę bliżej, by nie bódzić innych.
Cicho jak mysz Clarisse podeszła do łóżka chłopca.
Dzisiaj lecicie na wyspę fantazji. Agorińska wyspa fantazji to coś pięknego. Jednak chcę cię prze strzec.
Przed czym?
Otóż, lot na wyspę nie będzie taki zwyczajny. O ósmej w pokoju pojawi się tajemnicza mgła, i z niej wyłoni się statek. Musicie wejść na niego szybko Zanim odleci.
Zrozumiałeś?
Tak.
Dobrze. Ateraz po słuchaj.
dowiedziałam się ktoto jest ten co ci się śni.
Tak? Leszek aż wysunął stopy z pod kołdry tak był ciekawy.
Tak.
Po słuchaj:
"Dawno temu, kiedy Pierwszy król agorin został zamordowany, dłógo nie było godnego człowieka który by go zastąpił.
Zjednoczony dotąd lud pod jednym sztandarem, rozdzielił się na plemiona czy też różne grópy sprzymierzone, żył wtedy jeden czarownik którego wszyscy się bali, Roz siewał w oku siebie strach pomieszany z szacunkiem.
Często z jego usłóg, korzystały plemiona wrogo nastawione do dawnej rodziny królewskiej, oraz do tych, gróp które pragnęły z całego serca przywrócić pokuj w kraju, oraz osadzenia na tronie króla, który zjednoczył by lud.
Nazywał się "Margolus right" I był strasznym nikczemnikiem.
Podobało mu się to, że agorin jest podzielony jak ser szwajcarski.
Pewnego dnia, gdy dowiedział się, że niebiosa wybrały osobę godną by piastowała koronę i tron, Margolus wywołał potężną wojnę po między plemionami i grópami.
Chciał pozbyć się niewygodnego człowieka.
Jednak, nie udało mu się. Gdyż wojna miast sprawić żeby zapanował jeszcze większy haos, połączyła wrogo nastawione do siebie ludy agorin, i margolus został zgładzony.
Przed śmiercią czarownik rzekł, że nigdy nie umrze tak do końca, bo zabezpieczył się srebrnym kryształem. Którego części roz rzucił po całej krainie.
Wkrótce po zniknięciu tudzierz rozpłynięciu czy śmierci margolusa, nad Agorin wzeszło słońce.
I pokuj nastał trwa po dziś dzień. Ustanowiono nowego króla, którego ty znasz.
Kawałki srebrnego kryształu znaleziono, i zniszczono.
Jednak niestety, okazało się, że margolus ukrył ostatni kawałek w małym dziecku. Nigdy nie udało się dowiedzieć, jak się nazywało to dziecko i z jakiej jest rodziny.
Clarisse skończyła mówić, i wzięła głęboki wdech.
Nagle coś za dźwięczało, i pokuj zaczęła wypełniać tajemnicza mgła.
Wstawaj! Krzyknęła Clarisse bódź resztę! Statek będzie tu nie dłógo!
Leszek zaczął bódzić swoich przyjaciół wyjaśniając szybko skąd ta mgła.
Ociągając się, wkońcu wszyscy stali na nogach gotowi do wskoczenia na statek.
Clarisse podała im koszyki z prowiantem i bagarze.
Zrobiła to w ostatniej chwili, gdyż już ukazywał się zarys trój-masztowca o smukłym kadłubie.
Statek był dóży. Miał aż trzy pokłady. Chłopcy się dziwili, gdyż normalne trój-masztowce wcale nie są tak ogromne.
Kiedy tylko trój-masztowiec wyłonił się na trzydzieści sekund z mgły, Clarisse krzyknęła gromko:
"Skaczcie!" Leszek, Wskoczył na swoje łużko, odbił się kilka razy, i skoczył w mgłę.
Przez chwilę czół się dziwnie. Miał wrażenie, jakby przenikał lekki przez niewyczówalną zasłonę. A jednocześnie czół jakby nic nie ważył.
Wydawało mu się, że leci we mgle przesuwając się jakby w dziwnej powłoce.
Gdy nagle, poczół jak upada uderzając stopami w pokład statku.
Wybudziło go to zupełnie z odrętwienia.
Na statku zauważył, że otacza trójmasztowiec mgła.
Tóż obok wylądował jego kolega. Zaraz potem wpadli następni.
Szybciej szybciej! krzyczała Clarisse.
Zdążyli w ostatniej chwili.
Statek lekko jak ptak, uniósł się w górę. Najpierw nimi lekko szarpnęło, a zaraz potem, mgła rozwiała się by scalić się ponownie.
Jednak tym razem, stała się bielsza niż śniek, i otoczona była lekką złotawą poświatą.
Już więcej, żadnych szarpnięć nie było. Chłopcy zaczęli się rozchodzić by obejrzeć pokład, kiedy nagle rozległ się głos który dochodził do nich jakby zewsząd.
"Drodzy uczniowie agorińskiej szkoły.
Proszę zejść na drugi pokład, gdyż tutaj zaraz wyjdzie grópa majtków by go po sprzątać.
Wiemy, że macie ze sobą prowiant, ale tutaj jest wam on nie potrzebny.
Zjecie go na wyspie.
Na drugim pokładzie jest jadalnia, i tam czeka na was śniadanie."
Ale, my nie wiemy jak zejść na drugi pokład! krzyknął kolega leszka.
"Nie trzeba krzyczeć. Wyraźnie was słyszymy."
Odezwał się głos. Poczym nagle, po prawej stronie, w ścianie otworzyły się drzwi, i wyszedł z nich człowieczek wzrostu dziesięcio letniego dziecka
Który kiwnąwszy na nich ręką, wskazał drogę gdzie należy iść. Poprowadził ich przez drzwi w burcie statku, i złotymi schodkami w dół na drugi pokład.
Było tutaj pięknie. Pokład przypominał trochę dóżą salę kinową trochę park rozrywki a trochę miejscami zwykły korytarz.
Człowieczek, po prowadził ich do rzęśiście oświetlonej jadalni, w której czekało faktycznie śniadanie.
Jadalnia była to dóża sala o ścianach z metalu. Oświetlona była wydobywającym się ze ścian światłem.
W centralnej części komnaty stały dłógie prostokątne stoły i krzesła.
Na stołach piętrzyły się tależe z różnymi przysmakami i potrawami.
W kubkach i szklankach pienił się napój. Nie podobny do rzadnych innych.
"Życzymy smacznego."
Odezwał się głos.
"Po śniadaniu zapraszamy was na pokład trzeci, gdzie znajdują się kajuty dla pasażerów."
Kontynułował głos.
"Podróż na wyspę fantazji potrwa trochę. Więc radzimy się prze spać.
Możecie prosić o co chcecie, byle nie przesadzać.
Wkajutach rozmieszczone są maszyny spełniania życzeń o minimalnej mocy."
A jak trafić na pokład trzeci, i kto nas obudzi?
Jolen kolega leszka zapytał.
"Obudzi was Specjalny sygnał podobny do grania na trąbie.
Proszę się nie martwić, tylko rozkoszować się podróżą."
Leszek zjadł swoją porcję śniadania i wstał.
Ja mam dość. Powiedział. Poproszę zaprowadzić mnie do kajuty.
Chyba proszę o zaprowadzenie. Skwitował Jolen.
Głos odrzekł.
"Poczekamy, aż wszyscy zjedzą. Wtedy będzie można was zaprowadzić."
A co będziemy robić na wyspie fantazji? ktoś zapytał.
"Na wyspie będzie czekał na was przewodnik, który wszystko wam wyjaśni."
Leszek wraz z przyjaciółmi wyszli z jadalni na jedzeni jak bąki.
Jak z podziemi wyrósł człowieczek, który wyprowadził ich na pokład główny, a stamtąd poszli na rófę statku gdzie była winda.
Chodź winda, to trochę złe określenie.
Człowieczek wsadził wszystkich chłopców do ogromnego kulistego pomieszczenia które przypominało wyglądem trochę kapsółę kosmiczną a trochę stary garnek.
Rozległ się syk, i otwarta przednia część kuli scaliła się wytwarzając z siebie jakby pół charmonijkowe pół żelazne drzwi.
Winda rószyła w górę z ogromną szybkością.
Chłopcy wrzasnęli z przerażenia.
Boje się! Krzyknął Jolen.
"nie ma powodu do paniki. Proszę się uspokoić."
Powiedział głos.
Wtem, ciemność szybu zniknęła i winda wyjechała nad szyb. Przez chwile wisiała w powietrzu niczym nie przy trzymywana, a potem chwycił ją mechanizm ze szczękiem i stanęła kula na podłodze pokładu trzeciego.
Drzwi rozwarły się z sykiem i chłopcy wylecieli z windy upadając na ziemię.
Pokład trzeci, wyglądał trochę jak korytarz pociągu orient ekspres.
Nie było żadnych ozdób, poza tym, że w ścianach widniały zarysy drzwi do kajut.
Były to drzwi otwierane za pomocą dotknięcia pasażera bądź kogoś z załogi.
rozlegał się syk siłowników hydraulicznych i sprężonego powietrza, i drzwi otwierały się.
Leszek wstał chwiejnie, poczym zwymiotował. Inni nie dali rady wstać.
Odezwał się głos:
"uwaga, uwaga, personele sprzątający i medyczny proszeni są na pokład trzeci! Powtarzam na pokład trzeci!"
Już po chwili rozległ się syk i w powietrzu pojawiły się metalowe obłe kule wind.
Do Leszka podszedł człowieczek w białym kitlu i dał mu coś do wypicia po czym, podprowadził go do jego kajuty.
Kiedy tylko Leszek położył dłoń na drzwiach, te otwarły się z sykiem i już po chwili był w środku. Kajuta wyglądała jak połączenie przedziału w pociągu i salonu. W miejscu gdzie stała obła otwarta kapsuła w której mieściło się łóżko, pokuj wyglądał jak przedział. Ale tam gdzie stał barek i dziwna maszyna o wyglądzie skrzynki, tam pokuj się rozszerzał.
Chłopiec spojrzał na skrzynkę.
Kim jesteś? Zapytał od niechcenia.
Rozległ się syk potem jakby dźwięk uruchamiania pralki i jakby komputera następnie rozległ się klikający dźwięk podobny do dźwiękuw jakie wydaje komputer w filmach,
I odezwał się niski lekko szczekliwy głos.
"Jestem maszyną do spełniania życzeń o minimalnej mocy, dla wygody pasażerów."
Jak korzystać z tej kapsóły? Zapytał Leszek.
"Trzeba wejść do środka rozebranym z ubrań i przebranym w piżamę."
Leszek skierował się w stronę kapsuły rozebrał się, i wskoczył do środka.
Natychmiast rozległ się syk, i z burt kapsuły wynużyły się mechaniczne ręce które wsónęły na Leszka piżamę
Potem, z przedniej burty kapsuły wysunęło się wieko i kapsuła się zamknęła. z lekkim trzaskiem i sykiem.
Chłopiec położył się w czystej pościeli i nagle poczół się zmęczony nie zauważył, kiedy zasnął.
Śniło mu się, że stoi w jakiejś wielkiej sali. Przed nim stał starzec z jego poprzednich koszmarów.
A więc, przybywasz wreszcie do mnieee!
Wreszcie będę mógł posiąść twą moc.
Wtem, rozległ się sygnał jakby rogu. Leszek zerwał się kiedy nagle wieko kapsuły uniosło się i weszło w przednią burtę. Piżama zniknęła,
a na jej miejscu leszek włożył ubranie. Rozległ się głos.
"Uwaga, uwaga, proszę przybyć na pokład główny, powtarzam pokład główny! Zaraz do lecimy na wyspę fantazji.
Leszek wyskoczył przez drzwi kajuty i wraz z Jolenem i przyjaciółmi wsiadł do windy, która zwiozła ich na dół.
Mgła nie znikała dalej otaczała statek, ale gdy wpatrzyło się mocniej można było coś zobaczyć. Zarysy plaży i coś jeszcze, ale Leszek nie wiedział co.
Zbyt duża była ta mgła.
Przez chwile nic się nie działo. Ot, mgła i lecący statek.
Wtem wszyscy odczuli lekkie szarpnięcie i poczuli jak statek lekko opada w dół.
"Prosimy opóścić statek. Macie tylko trzydzieści sekund!"
Powiedział głos. Ale którędy! krzyknął z rozpaczą w głosie Leszek.
Wtem z prawej burty statku, wysunęła się deska. Leszek zrozumiał.
Rozbiegł się i skoczył na deskę, z tamtąd odbił się i rónął w dół w mgłę. Reszta chłopców poszła w jego ślady.
Leszek poczół że traci grunt pod nogami. Rozległ się szum, jakby wypószczanego powietrza. Leszek słyszał tylko świst wiatru w uszach, a już po chwili mgła nagle rozwiała się a on zobaczył, że lekko niczym balon opada ku wyspie. Widział już dobrze plażę, i jakieś budynki w oddali.
Rozdział ósmy: Pan rokarr.
Leszek lądował na plaży, odczuwając jeszcze lekkie zawroty głowy po tym, jak zeskoczył ze statku. Gdy w końcu odzyskał równowagę, spojrzał wokół, próbując zorientować się w nowym miejscu.
Jego przyjaciele powoli podnosili się z piasku, otrzepując buty i ubrania.
Nagle zauważył postać, która zbliżała się do niego z pobliskiej kniei. Spójrzcie! Zawołał. To chyba nasz przewodnik. Okazało się, że Leszek miał rację. Postać była ubrana w lekką zbroję, i nosiła przy pasie miecz.
Witajcie. Powiedziała postać kłaniając się w pas. Nazywam się Rokarr fir. I to ja mam być waszym przewodnikiem po wyspie fantazji.
Skinął na nich ręką i po prosił by poszli za nim. Poprowadził ich w kierunku wielkiego drzewa, które rosło na samym środku plaży. Tam usiedli na miękkiej trawie i Pan Rokarr zaczął tłumaczyć, czego mogą się spodziewać.
Wyspa fantazji mówił, to códowne miejsce. Mam zaprowadzić was do hotelu, gdzie mój przyjaciel Pan Ororg zajmie się wami.
Spełnić on może wasze najskrytsze fantazje.
Ale uważajcie, czego sobie życzycie.
Mósicie też uważać na pewne tajemnicze siły. Są podejrzenia, że ukrył się tutaj Margolus Right.
Straszny czarnoksiężnik, który pragnie tylko jednego.
"Czego?"
Zapytał Jeden z chłopców.
Władzy. Odpowiedział przewodnik.
Chodźmy. Nie ma czasu do stracenia.
Pan Rokarr poprowadził ich przez las, który rozciągał się za wielkim drzewem, przemawiając co jakiś czas opowiadał im o niebezpieczeństwach, jakie mogą ich spotkać. Ostrzegał przed dzikimi zwierzętami i magicznymi pułapkami, ale także obiecywał niezapomniane przygody i doświadczenia.
W końcu dotarli do miejsca, które wyglądało jak zamek z bajki. Wysoki budynek z wieżą, otoczony murem i fosą, z bramą prowadzącą do ogrodu pełnego kolorowych kwiatów i fontanny.
Pan Ororg, przyjaciel Pana Rokarra, przywitał ich serdecznie i zaprowadził do pokojów, które wyglądały jak z najpiękniejszych marzeń. Każde z nich było inaczej urządzone, z luksusowymi meblami i dekoracjami, które zachwycały Leszka i jego przyjaciół.
Ale nie mieli czasu na odpoczynek. Pan Ororg szybko przyprowadził ich do sali, kazał im usiąść na krzesłach które wyglądały jak tronowe, i powiedział.
"Po słuchajcie. Jestem tu, by zaspokoić wasze pragnienia. Wszystko, dla moich miłych gości. Jedzenie, wycieczki co chcecie.
Ale też, nie tylko o takie pragnienia mi chodzi."
A o jakie? Zapytał Jolen.
"A naprzykład. Jedna osoba która u nas gościła, poprosiła mnie bym dał jej możliwość spendzenia jednego dnia w zamku króla artura.
Niemożliwe! Krzyknął jeden z przyjaciół leszka.
Tak? To powiedz mi swoje mażenie.
Chciał bym wreszcie móc odpocząć od szkoły. Mówił chciał bym jeść chipsy i inne potrawy o których mi mówiono, że są na ziemi.
Achaa! I chciał bym mieć własny zamek. Oczywiście po dwóch dniach chciał bym wrócić tutaj.
Pan Ororg zamyślił się na chwile, potem skópił się w sobie. Miało się wrażenie, że odleciał i nie widzi już nikogo. Potem się wyprostował, klasnął w ręce i rzekł.
"dobrze. Oto twoje mażenie."
Uniusł w górę dłonie i opóścił je z rozmachem.
Woku chłopca zawirowały kolory i nagle zniknął. Po chwili gdzieś z oddali, słychać było gwar i muzykę.
Załatwiłem mu wyprawę do zamku, w którym jest wszystko o czym mażył.
Oczywiście, nie musicie mi mówić czego chcecie teraz. Macie tydzień cały. Prawda? Zwiedzajcie wyspe, bawcie się, ale wpierw weźcie uzbrojenie.
Chłopcy rozeszli się do swoich pokojów. Leszka trapiła jedna myśl, którą nie mógł się z nikim po dzielić.
Pamiętał swój sen, w którym zły starzec cieszył się, że przybywa do niego. I mówił, że wreszcie wyssie jego moc.
Jaką moc! Przecież to jakieś bzdury. Owszem, udawało mu się to czy owo na zajęciach. Ale moc? Chyba ten Right ma nie pokolei w głowie.
Z tą myślą Leszek zasnął.
Po kilku godzinach, obódził się z krzykiem.
Za oknami panowała ciemność. Leszek cichutko wyszedł z pokoju, i postanowił poszukać gabinetu pana Ororga.
Nagle poczół, że ktoś lekko chwyta go za ramię.
Nie za późno na spacer?
Ach! Pan Rokarr. Ale się przestraszyłem. Gdzie mogę znaleźć gabinet pana Ororga?
Zebrało się na wyznania. Co? No, tak. Bąknął Leszek.
Więc jak znajdę gabinet Pana Ororga? Idź, tym korytarzem w prawo.
Leszek podziękował Panu Rokarowi i skierował się w kierunku gabinetu pana Ororga. W końcu udało mu się go odnaleźć i zapukał do drzwi.
"Proszę wejść" usłyszał głos pana Ororga.
Leszek wszedł do środka i zobaczył pana Ororga, który siedział za biurkiem, przeglądając stos dokumentów.
"Co cię tu sprowadza, Leszku?" zapytał pan Ororg, odłożywszy dokumenty na bok.
"Chciałem zapytać, czy wiesz coś na temat mocy, o której mówił mi mój sen" powiedział Leszek, a jego głos zadrżał nieco.
Pan Ororg przez chwilę zastanawiał się, jak odpowiedzieć na to pytanie. W końcu powiedział:
"Moc, o której mówił ci twój sen, to jedna z tajemnic tej wyspy. Jest to moc, którą posiada tylko nieliczna grupa ludzi, którzy zostali wybrani przez wyspę. To moc, która pozwala na kontrolę nad siłami natury i na manipulację rzeczywistością. To moc, która daje ogromną siłę, ale i niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Dlatego trzeba się jej nauczyć używać ostrożnie."
Leszek słuchał uważnie słów pana Ororga i zastanawiał się, czy to możliwe, że to, co widział we śnie, ma jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistości. Wydaje mi się, że to nie tak jak Pan mówi. W agorińskiej szkole twierdzą, że mam moc bo moja matka była czarodziejką i agorinką.
Naprawdę? Zapytał Pan Ororg.
Oczywiście! Heh też mi coś moc pochodząca od wyspy. Czego więc chcesz? Chciał bym, by przeniósł mnie Pan tam, gdzie ukrywa się margolus right.
Niemogę tego zrobić. Odparł Pan Ororg, gdyż naraziło by to ciebie na wielkie niebezpieczeństwo.
Idź spać. Jutro coś wymyślę, byś zapomniał o śnie.
Leszek podziękował, i wrócił do pokoju. Kiedy zasypiał, nagle usłyszał jakieś dziwne głosy które rozlegały się jakby z za okna, a jednocześnie ze wsząd. Głosy coś recytowały.
Za niepokoił się. Zerwał się i wy krzyczał słowa ochronne.
Woku łużka rozbłysła złota poświata. Głosy ryknęły z bulu i ucichły.
Rozdział dziewiąty: Códa.
Następnego dnia, Leszek wraz z przyjaciółmi i Panem Rokarrem wyrószyli zwiedzać wyspę.
Códa jakie tam znaleźli ciężko opisać. Walczyli z tajemniczymi siłami. Zwiedzali magiczne miejsca a co po niektórym, Pan Ororg spełniał ich mażenia. Po jakimś czasie wszyscy wracali.
Leszek podszedł do Pana Ororga, i opowiedział mu o tajemniczych głosach które słyszał w nocy.
Obydwaj Panowie zmartwili się, ale nie zrobili nic mówiąc że trzeba poczekać, co będzie dalej.
Nastał zmierzch i Wraz ze swymi przyjaciółmi Leszek kładł się do snu.
przez pierwszą część nocy nie działo się nic.
Lecz gdzieś po trzeciej w nocy znów odzywały się tajemnicze głosy.
Tym razem, Leszek mocno spał. I nie mógł wykrzyczeć ochronnych słów.
Kiedy się zbódził z wyjądkowo twardego snu, na zewnątrz świtało właśnie i poranek brał niebo we władanie.
Rozejrzał się po pokoju przypominając sobie gdzie się znajduje, gdy nagle zauważył, że jedno łużko jest puste.
Wrzasnął z całej siły wkładając w to strach i frustrację:
"Chłopakiii! Jolen zniknął Boożee!
Natychmiast pojawili się Panowie Ororg i Rokarr.
Zaczęli wypytywać Leszka i jego przyjaciół czy coś słyszęli w nocy. Więc znów przypomniał im, o tajemniczych głosach.
Obaj panowie unieśli ręce i coś skandowali. Pojawił się zielony obłok dymny ale poza tym nic. Rokarr zapytał.
Chcecie wracać do szkoły? Boicie się?
Nieeee! chórem krzyknęli chłopcy. To znaczy trochę, ale chcemy dokończyć wycieczkę. Przecież wygraliśmy ten tydzień w konkursie.
Leszek w tym momencie pomyślał o Asi która pewnie bała by się jak zwykle, ale on do takich żeczy przywykł.
Pan Ororg i Pan Rokarr wymieniali spojrzenia, a następnie powiedzieli:
•
Dobrze, zobaczymy co da się zrobić. Ale musicie uważać i być ostrożni. Nie wiadomo co tam was czeka.
Chłopcy kiwnęli głowami ze zrozumieniem, zdecydowani, że nie dadzą się pokonać przez tajemnicze siły. Zbierając swoje rzeczy, wyruszyli w dalszą drogę, mając nadzieję, że uda im się odnaleźć zaginionego Jolena.
W trakcie dalszej wędrówki napotkali różne przeszkody, ale dzięki współpracy i odwadze udało im się je przezwyciężyć. Znaleźli również wiele magicznych miejsc i odkryli tajemnice, które skrywała ta tajemnicza wyspa.
Kiedy wieczorem wrócili do zamku zmęczeni po trudach dnia, smucili się. Gdyż nie znaleźli Jolena.
Pan Ororg pocieszał ich mówiąc, że jeszcze nie wszystko stracone.
Tej nocy Leszek dłógo nie mógł zasnąć. Kiedy zasnął śniło mu się, że ucieka przed wiekowym starcem który chce zabrać mu moc, kiedy przez sen nagle dotarły do niego tajemnicze głosy.
Leszek po czół, że ziemia się pod nim osypuje a on sam wpada w czarną nicość.
Rozdział dziesiąty: Ostateczne starcie.
Kiedy Leszek się obudził zobaczył, że już nie jest w hotelu na wyspie fantazji, ale leży w wielkiej sali kolumnowej.
Rozejrzał się. Sala była wprost ogromna. Jak okiem sięgnąć wszendzie pięły się ku sufitowi kolumny. W centralnej części sali leżał kwadrat stworzony z otoczaków a wnim leżał:
Jolen! krzyknął Leszek. Jednak chłopiec nie reagował. Za to kto inny za reagował. Z poza kwadratu wyłonił się starzec z łysą jak kula bilardowa czaszką.
"Niestety." Powiedział ochrypłym głosem.
"Twój przyjaciel, nie chciał mi pomóc. Prosiłem go, by powiedział mi swoje mażenie. Był straaasznie uparty.
Dlatego magia runiczna zawarta w tym kwadracie go załatwiła.
Będzie spał tak dłógo, aż ktoś nie zajmie jego miejsca.
Starzec wybuchnął śmiechem.
Jesteś potworem! Krzyknął Leszek zrywając się z podłogi.
Ja? Nigdy. Chciałem tylko władzy nad plemionami agorińskimi. Ale oczywiście, komuś musiało to przeszkadzać!
Dlatego mnie zniszczyli. Ukryyłem się. Dobrze się ukryłem. Przyczaiłem się idealnie.
Bo czy udawanie nauczyciela w agorińskiej szkole magii nie jest najlepszym pomysłem?
Starzec coś wymamrotał i przybrał postać Artura Roja. Przygarbionego siwiutkiego starca.
Chcę tylko posiąść to, co masz wsobie. Twoja matka, głópia baba z resztą ukryła w tobie pewien dar.
Który miał należeć do mnie!
Jeśli tak jest jak mówisz, to nigdy przenigdy ci go nie oddam. Rozumiesz?!
Zobaczymy. Starzec podszedł i szarpnął Leszkiem stawiając go na nogi. Wstawaj! durniu. Zobaczymy! Czyś taki silny.
Wykopał bezwładne ciało Jolena z kwadratu otoczakowego, i wrzucił tam leszka.
Kamienie i runy na nich za pulsowały wyczuwając moc.
Gadaj! Powiedz mi jakie masz życzenie.
A mogę powiedzieć dwa?
Taaak! Taaaak! Byle szybko
Chciał bym się dowiedzieć, jakie dziecko nosi w sobie fragment srebrnego kryształu.
Teraz pulsowanie przeszło na margolusa.
We mnie. Zamieniłem się w dzieciaka poświęcając całą moc, by odrodzić się jako Artur Roj.
A więc, powiedział Leszek, Chciał bym, żeby kryształ pękł i pozbawił cię mocy.
Kwadrat za pulsował i eksplodował. Rozległ się chuk taki, że aż Leszek przygiął się do ziemi.
Starzec wrzasnął i rozpadł się zamieniając się w tysiące drobinek piasku. Który zaraz potem, wyparował.
Otoczaki rozstąpiły się, i Chłopiec ruszył w stronę Jolena.
Jolen! Proszę! Obódź się!
Proszę! Krzyczał Leszek z rozpaczą. Po chylił się nad chłopcem kiedy nagle, zobaczył, że się porusza.
Po chwili jolen otworzył oczy i wstał. Wtym momęcie rozległ się dziwny szum, i sala rozwiała się jak mgła.
A oni nagle znaleźli się w gabinecie Pana Ororga.
Tym czasem w agorin Panowała noc.
Aladora Fin, szła przez główny hol szkoły magii.
Kiedy nagle poczóła ogromny bul , a w jej piersi coś strzeliło.
Poczym wyrwało się z jej ciała. Była to srebrna poświata która wraz z dziwnym błyszczącym soplem wylatywała właśnie z piersi Aladory.
Po chwili poświata znikła a aladora zaczęła się zmniejszać wkońcu zatrzymało się zmniejszanie na metrze czterdzieści.
Panie móóój! Za wyła Aladora. Zabił cię! On cię zabił! A ostrzegałaam!
Po chwili jej rysy zmętniały i jej twarz stała się małą twarzyczką a jej budowa stała się filigranowa. Jeszcze raz jęknęła w rozpaczy, i upadła na podłogę holu.
A na wyspie fantazji przed ostatni dzień powoli dobiegał końca. Chłopcy wraz z Panem Ororgiem wracali właśnie z dłógiej wycieczki. Ale dlaczego! Dlaczego ja właśnie zostałem za atakowany przez margolusa? Pytał Leszek.
Tego nie wiem. Rzekł Pan Ororg. Myślę, że masz coś, naczym margolusowi bardzo zależało.
Dowiedziałem się też, że Aladora Fin, była kochanką Righta.
To przez nią, musiałeś przybyć do agorin. Ale wiesz co Leszku?
Tak? Jak wrócisz do szkoły agorińskiej, nie uciekaj z agorin. Dobrze? to się spodkamy ponownie.
Ale kiedy?
Kto wie, kto wie.
***
Leszek pierwszy zeskoczył ze statku do pokoju. I za krzyknął z radości:
Ja chcę jeszcze raz! My teeż!
Zakrzyknęli jego przyjaciele.
Już nie śnił mu się starzec z łysą czaszką. I nawet udało mu się ukończyć szkołę ze stopniem najwyższej odznaki.
Jednak wciąż, tęsknił do wyspy fantazji do Asi i wójka.
Kiedy wrócił na ziemię, były kolejne wakacje. Okazało się, że Leszek spędził w Agorin cały rok.
Radości i powitaniom nie było końca.
I cóż tu dodać. Może to, że to nie jest ostatnia opowieść o Leszku Boreńskim. Może jeszcze się spotkamy.
Żegnajcie!
Dziękuję
Całkiem miło się czytało.
Zaczęłam czytać i trochę z Harry’m Potterem mi się kojarzy :D.
No gdyby nie on nigdy bym nie skończył mojej historii.
chatgpt jest obecnie dość popularny.
Ano właśnie.
Leszek Boreński, pamiętam jeszcze Kufer cudów.